środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 5

Witam!
Po pierwsze przepraszam za opóźnienie, ale dostałam szlaban...
Po drugie nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale był on konieczny.
Po trzecie - zostawcie swoją opinię w komentarzu ;)
Nie przedłużając oddaję w wasze ręce rozdział 5 :)



- Jestem... - powiedziała postać i uchyliła kaptur.
Hermiona krzyknęła i upadła na podłogę.


***


- Zacząłeś beze mnie, Nathanielu.
- Zacząłem gdy się pojawiła, Ojcze.
- Nie nałożyłeś zaklęć ochronnych! - mrożący krew w żyłach głos zaczął krzyczeć.
- Ten korytarz jest tak rzadko używany, że uznałem, że nie są potrzebne.
- Przypałętał się tu ten dureń Malfoy!
- Nic nam nie zrobi! Nie znajdzie nas!
- Co jej zrobiłeś?
Mężczyźni spojrzeli na leżącą na ziemi dziewczynę.
- To tylko Drętwota.
- Tylko?! Teraz trzeba czekać, aż jej krew oczyści się z magii!
- Zaczekamy! Przecież nie potrwa to dłużej niż godzinę!
- A nie mogłeś tego załatwić inaczej?!
- Nie mogłem Ojcze! A ty nie możesz mi rozkazywać! Zapanuję nad światem! Z tobą albo bez ciebie! To JA jestem Dziedzicem!


***


W tym samym czasie Hermina obudziła się ze strasznym bólem głowy. W tle ktoś krzyczał. Nagle sobie przypomniała.
"Nathaniel" - pomyślała.
Ten mężczyzna to był Nathaniel. Jej Nathaniel. Jej pierwsza miłość, najlepszy przyjaciel i pocieszyciel! A okazało się że jest jakimś pieprzo*ym Dziedzicem! A ona najwyraźniej była mu do zegoś potrzebna...
"Muszę się stąd wydostać!" - pomyślała brązowowłosa i zaczęła czołgać się do wyjścia. Jedynym problemem była różdżka leżąca tuż koło olbrzymiego węża... No i Hermiona była w kropce... No prawie ;)
-Accio różdżka! - szepnęła.
Jak dobrze, że nauczyła się magii manualnej w minimalnym stopniu.
No i bardzo dobrze, że mężczyźni zajęci kłótnią nie usłyszeli ani jej szeptu, ani lecącej w jej stronę różdżki...
Nie podnosiła się. Bała się, że wtedy ją zauważą, więc leżała i obmyślała plan.
- Drętwota! - usłyszała głos zza pleców i zobaczyła zaklęcie posłanek stronę Nathaniela. Nie oglądając się za siebie posłała kolejną Drętwotę w stronę mężczyzny nazywanego przez jej byłego przyjaciela ojcem. Za plecami usłyszała kroki i urwał jej się film...


***


*przed rozmową Nathaniela i "Ojca", na drugim końcu korytarza*
 Draco może i nie był specjalnym dżentelmenem, ale nie nawidził ludzi krzywdzących kobiety.
Pamiętał noce przepełnione krzykiem bólu i przerażenia.
Nawiasem mówiąc, nieprzespane noce.
Pamiętał krwiożerczy śmiech ojca torturującdgo Matkę.
I obiecał sobie, że nigdy nie będzie taki jak on. Nie podniesie ręki na żadną kobietę. Niezależnie od krwi.
Dlatego nie powinniście się dzieić, że ruszył przed siebie gdy usłyszał krzyk. Tak się złożyło, że do portretu, który znamy z poprzedniego rozdziału, dotarł razem z jakimś starcem. Mężczyzna uśmiechnął się do Dracona i zdawał się czekać, aż ten sobie pójdzie. No więc Młody Malfoy udawał, że sobie poszedł. Za zakrętem rzucił na siebie zaklęcie, znane tylko kilku Śmierciorzercom z Wewnętrznego Kręgu. Dzięki niemu nikt nie będzie go widział, słyszał i czuł. Gdy Starcowi wydawało się, że Smok jest już daleko (a w rzeczywistości młody czarodziej stał tuż obok niego) szepnął tylko:
- Heshasa.
Portret się rozsunął, a Draco mógł spokojnie wejść do tajemniczej Komnaty i skryć się w cieniu...


***


- Miona powinna już tu być. A co jeśli coś jej się stało? Dean! Dean! Słuchasz mnie? - panna Weasley spojrzała na miejsce, któremu przyglądał się jej przyjaciel i były chłopak. - Wysoko mierzysz. Astoria Greengrass, no no no... Moja wspaniała współlokatorka... - Ginewra westchnęła pamiętając zdjęcia z biurka Astorii.
"Miłość rośnie wokół nas..." - pomyślała i bezwiednie zaczęła nucić piosenkę z jednej z mugolskiej bajek, które kiedyś pokazała jej Miona.
- Spadaj Ginny! Nie wyjeżdżaj mi tu z Królem Lwem! - warknął Dean w stronę zdziwionej Ginny, która jednak uśmiechnęła się i powiedziała:
- To jednak umiesz mówić? Nie wierzę! Jak myślisz, co z Mioną? Poszła dwadzieścia minut temu po różdżkę i jeszcze nie wróciła!
- Na pewno nic jej nie jest - odparł Dean i wrócił do swojego poprzedniego "inteligentnego" zajęcia.
A Ginewra Molly Weasley nie lubiła, gdy ktoś ją ignorował. Nigdy nie drażnij Lwicy...
- Ty śmierdzący, zapatrzony w siebie dupku! - zaczęła krzyczeć wstając od stołu. - Zamiast gąsienicą się na Astorię Greengrass mógłbyś choć trochę przejąć się tym, że twoja przyjaciółka zaginęła! Gdyby tu był Harry! A tak w ogóle to gdzie jest Harry? - zapytała jeszcze wściekła Ginny i wybiegła z Wielkiej Sali.
Dean był bardziej czerwony niż truskawka, gdy go zostawiała...


***


- Ty, Pan, a gdzie Potter? W końcu mieszkacie razem itp? - zapytał Blaise przyjaciółkę.
- Nie wiem, nie szliśmy tu razem...
- Draco też nie ma... Zaczynam się o niego martwić... Przecież to jeszcze takie duże dziecko - Diabeł puścił Parkinson "oczko", ale widać było, że się martwił o przyjaciela.
- Blaise ja też się martwię, ale co możemy zrobić? Tylko tyle co Wiewióra, czyli pójść ich szukać!
- To chodź! - powiedział Mulat i wyciągnął ją z Wielkiej Sali.


***


- Rozdzielmy się! Ty na prawo, ja na lewo! I trzeba sprawdzić ich Dormitoria! - powiedział Diabeł i już go nie było.


***


Pokój, który Smok dzielił z Wieprzlejem był pusty.
- Faktycznie strasznie urządzony... - szepnął sam do siebie Diabeł i szukał dalej.
Nie kierował się w jakąś specjalną stronę, nogi same go poniosły. Zamyślony zderzył się z Ginny wychodzącą z innego korytarza. Nietrudno się pewnie domyślić, kto wylądował na podłodze...
- Ty dupku uważaj jak chodzisz!
- Przepraszam, jesteś taka mała, że cię nie zauważyłem. Ale też się cieszę, że cię widzę, Weasley.
- Co tu robisz?
- To samo co ty.
[przypis od autorki: uwaga, bez cenzury ;)]
- Pieprzysz.
- Z tobą zawsze i wszędzie - szelmowski uśmiech posłany w stronę Ginny sprawił, że ta się zarumieniła.
- Zbok!
- To ty tak się przejęłaś moimi słowami - odpyskował, patrząc na jej rumianą twarz.
Ginny już chciała coś odpowiedzieć, kiedy na końcu korytarza zobaczyli dwoje ludzi. Draco i Hermiona ledwo szli, ale widać było, że Gryfonka jest w gorszym stanie. Diabeł i Ruda przestali się kłócić i podbiegli przyjaciołom na pomoc...


***


Przerażającą i zimną ciszę Hogwardzkich korytarzy przerwały kroki jednej z uczennic. Pansy Parkinson szukała Harrego Pottera i... No cóż, zastanawiała się, skąd Diabeł wiedział, że martwiła się o Wybrańca, a nie tylko o Draco? Ale ani jednego, ani drugiego nigdzie nie było...
Nagle Pansy potknęła się o coś i wyłożyła jak długa na podłodze. Odwróciła się, by sprawdzić co to było, a gdy zobaczyła przeszkodę serce podskoczyło jej do gardła.
Na podłodze leżało ciało jednej z nauczycielek, chyba nowej od astrologii, profesor Africi [czyt. Africzi] Benson.
Czarnowlosa już chciała krzyczeć po pomoc, kiedy coś ją powstrzymało. Przyjżała się zwłokom. Nauczycielka została zabita przez pchnięcie nożem, tak jakby ktoś nie chciał używać czarów, by nie zostać nakrytym, rana znajdowała się pod żebrami z tyłu.
"Prosto w serce..." - pomyślała Pansy.
Na podłodze była kałuża krwi. Wtedy Parkinson zobaczyła coś jeszcze. Niedokończony napis.
"Nie ufajcie Alb"
"Nie ufajcie Alb"
"Nie ufajcie Alb"...


***


- Albusowi Dumbledore'owi... - szepnęła Hermiona i zemdlała...



*w moim opowiadaniu NIE pominęłam fragmentów książki, a Dumbledore SPADŁ z wieży


Dannie High

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wielki powrót?


No witam witam!
Pragnę ogłosić wszem i wobec, że mam napisany rozdział 5!
Ale jestem leń paskudny i nie chce mi się go przepisywać ;)
Może i nie zachwyca długością... 
Za to długością zachwyca przerwa we wstawianiu postów...
Ale to chyba niezbyt dobrze...
No więc do pisania zmotywowała mnie Tonks,
Która dobijała się ze wszystkich stron :D
No i jestem!
Ale jeszcze trochę musicie poczekać... Aczkolwiek dzisiaj postaram się dodać posta ;)


Dannie High

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 4

Na początku chciałabym podziękować
 - Ance Cierockiej z polecalnia-dhl.blogspot.com za szablon, i nie tylko :D
 - kilku znajomym dziewczynom za motywację (inaczej w życiu nie skończyłabym  tego rozdziału ;) )
 - wszystkim czytelnikom - dziękuję za ponad 5 tys. wyświetleń, za te wszystkie komentarze, bo wtedy wiem, że poświęciliście mi choć trochę czasu. To naprawdę cudowne :D

Ale nie przedłużając zapraszam na rozdział 4, który - muszę się pochwalić - ma aż 8 i pół strony w Wordzie i aż 2500 słów, czyli jest baaaardzo długi jak na mnie :D


------------

Uff, zapytała.

Czemu ty się tak przejmujesz jego odpowiedzią Pansy? - Skarciła się w duchu.

- Może być fajnie. Możliwe, że w końcu zakopiemy topór wojenny - Harry uśmiechnął się szeroko. Naprawdę miał ochotę spędzić ten wieczór ze Ślizgonami.

"Jak on się słodko uśmiecha" - Pomyślała Niewątpliwie-I-Na-Zawsze-Zakochana-W-Wybrańcu Pansy, ale odpowiedziała tylko:

- Fajnie, że pójdziesz.

- Ja też się cieszę, ale na razie muszę spadać. Może spotkajmy się tutaj po kolacji? Zaprowadzisz mnie? - Kolejny uśmiech.

- Taaa, jasne. Będę czekać.

- To do zobaczenia!

- Tylko się nie spóźnij! - Krzyknęła jeszcze panna Parkinson.

Ale Potter już dawno zniknął za drzwiami do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.



***



Hermiona szybko przebrała się zwalniając łazienkę dla swojego współlokatora. Poszła do swojego pokoju i usiadła na kanapie. Chwyciła jedną ze swoich ulubionych książek i zaczęła ją czytać. Nagle coś zasłoniło jej światło. Odwróciła się i zobaczyła Zabiniego we własnej osobie.

- Czego chcesz ode mnie, człowieku? - Uśmiechnęła się do mulata.

- Sprawę mam.

- Tego to się domyśliłam, ale niestety nie czytam w myślach...

- Na szczęście!

- Nie przerywaj mi! Więc jak mówiłam, nie czytam w myślach, co oznacza, że nie wiem, czego ode mnie DOKŁADNIE chcesz.

- Nie zaczyna się zdania od "więc" - mulat puścił Gryfonce "oczko".

- Nie denerwuj mnie! - Powiedziała Hermiona, ale mimo tego, że robiła wszystko, by zabrzmieć poważnie, to niezbyt jej się to udało i zaczynała się śmiać.

- Tak jest, pani profesor - Diabeł ukłonił się jakby na potwierdzenie swoich słów i to przeważyło szalę. Hermiona zaczęła śmiać się jak opętana.

Po chwili Blaise dołączył do brązowookiej i też złapał się za brzuch, który już go bolał od śmiechu. Gdyby do ich dormitorium ktoś wtedy wszedł, prawdopodobnie uznałby, że mu się przewidziało. No bo Ślizgon i Gryfonka siedzący na podłodze i śmiejący się jak dwoje wariatów? Co prawda wiadome było, że najlepszy przyjaciel Dracona Malfoy’a nie jest poważny nigdy, chyba że wymagają tego jakieś szczególne okoliczności, ale Hermiona Granger, przyjaciółka Wybrańca i naczelna kujonica Hogwartu
była poważna ZAWSZE i nikt nigdy nie słyszał żeby się śmiała. A teraz?

- Dobra... coś... ode... mnie... chciałeś... - udało jej się wyjąkać pomiędzy salwami śmiechu.

- Tak, mam pytanie - Blaise też nie mógł się uspokoić.

- Dajesz!

- Masz wolny wieczorek ?

- Może tak, może nie...

- A gdybym ci powiedział, że masz zaproszenie na "powitanie szkoły"?

- Zdecydowanie mam czas!

- To świetnie.

- A teraz mów, co jeszcze chcesz - powiedziała poważna już Hermiona.

- Nic. Zupełnie nic - uśmiechnął się czarnoskóry.

- A ja jestem ślepa. No, wyduś to z siebie!

- Weź ze sobą Rudą Wiewiórę. Proszę... - Zrobił błagalne oczka.

Brązowowłosa zlustrowała go wzrokiem.

- Ktoś tu się zakochał? - Zapytała pół-żartem, pół-serio.

- Nic jej nie mów! Powiedz... że każdy przyprowadza kogoś ze sobą! To jest dobry pomysł!

- Spokojnie, nic jej nie powiem. Tylko, że ona nie przyjdzie jak się dowie, że Ty to organizujesz... - Mina mulata wyraźnie zrzedła. - Ale nie martw się! Mam plan...



***



- Ginny! Hej, zaczekaj na mnie!

- Miona! Wszędzie cię szukałam!

Brązowowłosa zbiegła po schodach i dogoniła młodszą Gryfonkę.

- Idziesz na kolację? - Zapytała czekoladowooka.

Najmłodsza latorośl Weasley'ów przytaknęła, więc obie dziewczyny ruszyły w stronę Wielkiej Sali.

- Jak ci się mieszka z tym ciołkiem, Zabinim? - Zaczęła rozmowę Ruda.

- A coś ty taka ciekawa, Gin? - Miona mrugnęła do przyjaciółki. - A wiesz, że nawet nieźle się z nim mieszka? Okazało się, że on jest całkiem spoko. A jak tam Greengrass?

To pytanie - tak jak przewidziała starsza Gryfonka - wywołało potok słów z ust Rudej, która zaczęła się nad sobą użalać, ale to było konieczne, by panna Granger mogła wprowadzić w życie swój (niecny) plan i w godzinach wieczornych ściągnąć Ginewrę Molly Weasley (lat 17) do swojego dormitorium.

- Masakra, Hermi! Wiesz, co zobaczyłam, jak weszłam do dormitorium? Różowe ściany, wszędzie plakaty z Malfoy'em, a na podłodze mnóstwo ciuchów, których nie zmieściła do szafy.  Byłabym skłonna to przeżyć. Ale ona wpakowała się do MOJEJ szafy! Rozumiesz Hermi? Zajęła mi szafę! - Zaczęła swój monolog Wiewióra. - Posłuchaj! Na jej biurku było zdjęcie... Deana - ostatnie słowo zostało wypowiedziane szeptem.

- Naprawdę?! - Krzyknęła zdziwiona Grangerówna (a zrobiła to tak głośno, że cała szkoła spojrzała na nią jak na wariatkę). Widząc karcące spojrzenia uczniów, nauczycieli i portretów Gryfonka ściszyła głos. - Nie wierzę. Malfoy'a to jeszcze mogę rozumieć. Gdyby nie był arystokratycznym dupkiem, byłby nawet przystojny... Ale po co jej zdjęcie Deana?

Na te słowa obie się roześmiały. Żadna z nich nie wiedziała dlaczego, po prostu gdy były razem potrafiły śmiać się ze wszystkiego - nawet jak nie było to  ani trochę śmieszne.

Ginny nagle zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na Hermionę.

- Powinnyśmy porozmawiać.

- O czym? Ginny, czy ty coś ukrywasz?

- Ja nie, ale ty chyba tak. Jak to się stało, że nie było cię w ekspresie, ale zjawiłaś się w szkole? Na początku myślałam, że może się teleportowałaś, ale przecież nie można do Hogwartu - Ginewra spojrzała wyczekująco na przyjaciółkę.

- Przyleciałam - mruknęła pod nosem pani Prefekt.

- Słucham?

- No... Przyleciałam.

- Ale jak przyleciałaś? Przecież nie jesteś wróżką i nie masz skrzydeł! Chyba, że...

- Samochodem przyleciałam.

- SAMOCHODEM!? I mnie nie zabrałaś ze sobą?

- Nie zabrałam cię, bo miałam w planach jechać ekspresem.

- No ok, niech ci będzie. Ale czemu nie powiedziałaś, że dostałaś latający samochód?

- Bo nie dostałam. To nie było moje auto.

- W takim razie czyje?

"Czy ona musi być taka ciekawska?" - Pomyślała Miona. Odpowiedziała jednak, bo wiedziała, że prędzej czy później Ginny i tak się dowie.

- Malfoy'a.

- Coooo! Ja chyba źle usłyszałam, bo wydawało mi się, że powiedziałaś właśnie, że przyjechałaś do Hogwartu samochodem Malfoy'a. Dziwne, prawda?

- A bo ja wiem, czy takie dziwne? Dobrze słyszałaś. Przyleciałam do Hogwartu samochodem Malfoy'a. Podwiózł mnie i nie widzę w tym nic dziwnego.

- Czyżby?

- No dobra. To było mega dziwne! Ale wiesz co? Nie rozmawiajmy na korytarzu, bo nas ktoś podsłucha. Mam dużo lepszy pomysł. Zapraszam do mnie po kolacji! Pasuje ci?

- Jasne, że pasuje. W końcu zobaczę jak mieszkasz! - Ruda osóbka od razu się ożywiła. - Wiesz, że po szkole krąży plotka, że McGonagall tak cię lubi, że dostałaś największe dormitorium?

Obie siódmoklasistki zaczęły się śmiać i ruszyły do Wielkiej Sali.



***



Szedł korytarzami Hogwartu, a jego celem była Wielka Sala. Jego myśli cały czas pełne były czekoladowych oczu i brązowych włosów, a on - o zgrozo! - Nie potrafił pozbyć się ich ze swojej głowy. Nigdy nie sądził, że on - Draco Malfoy, łamacz kobiecych serc - mógłby się zakochać, a już na pewno nie w Hermionie Granger - szlamie i przyjaciółce Pożal-Się-Merlinie-Wybrańca. On nie mógł się w niej zakochać, tak po prostu! Jak by to wyglądało? Przecież on jest
arystokratą! Musiał  coś zrobić z tym wszystkim, bo brązowooka Gryfonka nigdy nie przestanie go prześladować... Mógł się zaprzyjaźnić, ale nie wiedział jak. Mógł powiedzieć jej, że ją lubi, że ją bardzo lubi - ale jak by to wyglądało? Nagle - po siedmiu latach wzajemnej nienawiści - Draco Malfoy oznajmi światu, że zakochał się w mugolaczce, mózgu "Wielkiej Trójki Zbawców Świata", przyjaciółce Pottera i osobie o nazwisku GRANGER? Nie. Jednak lepszą opcją
jest ją PRZEPROSIĆ (a musicie wiedzieć, że Malfoy'owie wyznają zasadę "Przepraszając okazujesz swoje słabości", więc widok przepraszającego Malfoy'a jest czymś, co każdy czarodziej chciałby zobaczyć ;) - przyp. autorki). Z drugiej strony, teraz był najlepszy czas, żeby to zrobić. Ojciec w Azkabanie, a matka... Matka już od dawna nie brzydzi się mugolami. W sumie nigdy nie czuła odrazy do osób niemagicznych, ale musiała udawać, żeby przeżyć. Draco
uśmiechnął się i poczuł się kochany, bo przypomniał sobie, ile jego matka dla niego poświęciła. Narcyza zawsze była dla niego najważniejszą osobą w życiu.

Młody mężczyzna był tak pochłonięty własnymi myślami, że nie zauważył gdzie idzie. Nic więc dziwnego, że znalazł się nie w Wielkiej Sali, ale po drugiej stronie zamku, który od siedmiu lat służył mu za szkołę. Tylko wtedy jeszcze nie wiedział gdzie jest...



***



Uśmiechał się. Już niedługo jego plan zacznie działać. Tak niewiele czasu dzieliło go od upragnionego celu. Chciał dokończyć dzieło swojego wuja. Czuł, że Czarny Pan byłby z niego dumny, chociaż nawet nie wiedział o jego istnieniu. Potrzebował tylko jej. Zaklęcie, którego użył miało zacząć działać o 17:45, tuż przed kolacją. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, a jego plan był doskonały. Jeszcze chwila i wypełni swoją misję.

- Już niedługo, Nakahi - szepnął. - Już niedługo...



***



Nigdy nie był w tym korytarzu, więc rozglądał się z ceikawością na boki. Portrety patrzyły na niego podejrzliwie i... ze współczuciem?

"O co im chodzi?" - Pomyślał blondyn.

Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Najpierw arystokratyczny (a jakże!) nos dziedzica fortuny Malfoy'ów walnął w coś twardego, potem po korytarzu rozległ się krzyk, a Draco upadł na siedzenie odrzucony przez odsłaniające się gigantyczne zasłony.

- Aaaaaaa! Wstrętny smarkacz! Nie widzisz, że tu jestem! Ja tu SPAŁAM!  Czegoś tu szukał, co?! Trzeba patrzeć, gdzie się idzie! Biedna Narcyza, musiała wychować takiego niedojde,na dodatek mojego prawnuka! Co tak milczysz?! Należy mi się chociaż jedno "PRZEPRASZAM"!Troche szacunku! - Krzyczała wybudzona ze snu postać na portrecie.

Violetta Black, kiedyś Bulstrode.  Świętej Pamięci małżonka prapradziadka blondyna - Cygnusa, który był ojcem pradziadka Malfoy'a juniora - Pollux'a, a dziadkiem Cygnusa Blacka (drugiego). Ten ostatni z kolei był mężem Druelli Black pochodzącej od Rosierów i ojcem Narcyzy, Bellatrix i wykluczonej z rodziny Andromendy, a co za tym idzie - dziadkiem Draco. (jeśli się w tym pogubiliście, to przepraszam, nie dało się tego inaczej wytłumaczyć ;) - przyp. autorki)

- Tak, więc... Noo... przepraszam... ja nie chciałem, zagapiłem się...

I w tym momencie zasada, której tak trzymali się Malfoy'owie została złamana. Był to pierwszy, ale nie ostatni raz...



***



- O nie! Idź beze mnie, Gin! Zapomniałam różdżki z dormitorium!

"Cholera, co ja robię? Przecież mam różdżkę!" - pomyślała panna Granger.

- A po co ci różdżka na kolacji? - zapytała Ruda.

- Zawsze może się wydarzyć coś niespodziewanego, prawda?

"No właśnie! Po co mi różdżka na kolacji?"

Ale szatynka mimo woli odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę dormitorium.

- Kto ją tam zrozumie... - westchnęła Ginny z uśmiechem , po czym weszła do Wielkiej Sali i usiadła przy stole Gryfonów obok Harry'ego, Neville'a i (niestety) Rona.



***



Biegła zatłoczonymi korytarzami Hogwartu przepychając się między uczniami idącymi na kolację. Nie wiedziała dokąd biegnie, nie wiedziała dlaczego. Ale jasne dla niej było, że coś (albo ktoś) nią kieruje. Po dwudziestu minutach biegu zatrzymała się przed jakimś obrazem. Przedstawiał zwiniętego w kłębek ogromnego węża, a w środku koła, które tworzył wielki gad stał starszy mężczyzna. Hermina rozpoznała jednego z założycieli Hogwartu - Salazara Slytherina. Słowa same potoczyły się jej z ust:

- Heshasa (otwórz się) - skąd ona znała mowę węży?

Obraz odsunął się ukazując jakieś wejście. Brązowooka była przerażona. Nie chciała tam wchodzić, ale coś kazało jej zrobić krok w stronę ciemnego tunelu.

- Lumos!

Szła dalej, kiedy doszła do końca korytarza i weszła do jakiejś komnaty, stanęła. Żadna siła nie była w stanie popchnąć jej do przodu...



***



- Przyjmuję przeprosiny - odpowiedziała jego prababka wyniosłym tonem. - Ale nie myśl, że nie jestem już na ciebie zła.

- Tak... praprababciu.

- Mów mi po imieniu, bo ten tytuł mnie postarza.

- Jasne... Eee... nie wiedziałem, że twój portret jest w Hogwarcie - zaczął blondyn.

- Mało wiesz, skoro tu jesteś, młody Malfoy'u.

- Dlaczego? Może przyszedłem tu specjalnie, żeby zobaczyć co jest za tymi wielkimi, zakurzonymi zasłonami? - Było czuć sarkazm w głosie młodzieńca.

- Gdybyś wiedział, gdzie jesteś, to bym z tobą nie rozmawiała. Inteligentni ludzie nie zapuszczają się tu z własnej woli. Nigdy.

- Dobra, wygrałaś - warknął Malfoy, na co Violetta tylko się zaśmiała. - Nie wiem gdzie jestem, zagapiłem się i nie widziałem dokąd idę. Ok?

- Czemu jesteś taki nieuprzejmy, Draco? Jak cię ojciec i matka wychowali? Ja mówiłam Twojej babce, żeby nie wydawała jednej ze swoich córek za Malfoy’a, ale co to dało? I teraz wyrósł taki młody, krnąbrny, niekulturalny, wulgarny…

- Dobra, rozumiem! Powiedz gdzie jestem!

- Nie przerywaj! Nieszanujący starszych, chciwy, bogaty arystokrata, któremu wydaje się…

- Naprawdę zrozumiałem przekaz! Skończ już!

Violetta posłała Draconowi spojrzenie mówiące „siedź cicho!” i kontynuowała:

- Że wszystkie rozumy pozjadał i…

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale PROSZĘ powiedz mi gdzie jestem – Malfoy postanowił wypróbować inną metodę.

- No już niech ci będzie… czytałeś historię Hogwartu?

- Oczywiście!

- To ci nie będzie potrzebne, bo tam nie ma nawet wzmianki o tym korytarzu.

- To po co się mnie o to pytałaś?

Ale Violetta zignorowała pytanie i ciągnęła dalej:

- Nazywają go Korytarzem Węża lub Anguis Hypethrum*, co w sumie wychodzi na to samo. Mieliście łacinę, prawda?

- Niestety nie, od dawna tego w Hogwarcie nie uczą.

- Tak jak myślałam, poziom edukacji spada… No więc jak mówiłam… Na czym skończyłam?

- Korytarz Węża lub… Anfugis Hype coś tam. – podpowiedział jej praprawnuk.

- Anguis Hypethrum!

- Dobra, rozumiem. Przejdźmy dalej.

- Powiem ci tyle, ile sama wiem. Za którymś z obrazów przedstawiających Salazara Slytherina jest Cubiculum Anguis – Komnata Węża. Krótko przed śmiercią Slytherin rzucił zaklęcie na ulubieńca. Od tamtego czasu Wielki Gad śpi – nagle Violetta zaczęła podnosić głos. – Ale już niedługo wypełni się przeznaczenie. Król Wężów powstanie i wypełni swoją misję! Ona już idzie! Odda swoją krew! Zostanie z nim połączona na wieki! Ta, co ma krew czystą i brudną jednocześnie będzie Panią u boku Dziedzica!

Portret znikł zostawiając Draco z mętlikiem w głowie…



***



Najpierw zobaczyła jakąś postać – na oko w jej wieku – opierającą się o ścianę. Potem zrozumiała, że to co wzięła za ścianę w rzeczywistości było wielkim, prawdopodobnie śpiącym, łuskowatym organizmem. Przyjrzała się uważnie i aż krzyknęła z przerażenia. Zobaczyła wielkie kły jadowe, ogromne łuski i wystający język – większy od niej i Ginny razem wziętych.

Nagle usłyszała głos, który musiał należeć do człowieka, którego zauważyła zaraz po wejściu. Tylko, że postać nie stała do niej tyłem, ale przodem. Nie widziała twarzy człowieka, ale spod kaptura wypadały mu czarne włosy.

- Wreszcie jesteś. Już myślałem, że nie przyjdziesz.

- Kim jesteś? Co ja tu robię? Czego ode mnie chcesz?

Brązowooka była bardzo spanikowana. Od dzieciństwa strasznie bała się węży, nawet tych najmniejszych i niejadowitych. A teraz stała oko w oko z tym monstrum!

- Nie poznajesz mnie? Jaka szkoda, bo powinnaś… w takim razie ci się przedstawię – postać zdjęła kaptur i uśmiechnęła się sarkastycznie do Hermiony. – Jestem…


***



Blaise Zabini siedział na swoim stałym miejscu przy stole Slytherinu w Wielkiej Sali. Czekał na Smoka, który powinien już dawno być na kolacji. Młody Malfoy zazwyczaj nie omijał posiłków, więc musiało stać się coś ważnego. Ewentualnie mógł się spić do nieprzytomności, ale raczej by nie zdążył, bo miał bardzo mocną głowę, a przecież widzieli się pół godziny przed kolacją! Może został wezwany do dyrektora?

- To ostatnie odpada, Diable. Zobacz, McGonagall siedzi tutaj.

- Tak, fakt... Ej! Pansy! Ile razy ci mówiłem, żebyś mi nie czytała w myślach!

- Oj spokojnie... Nie gorączkuj się tak. Milczałeś, a milczysz tylko wtedy gdy coś cię trapi. To chyba normalne, że jako twoja przyjaciółka się o ciebie martwię?

- Niech ci będzie... Ale nie rób tego więcej, OK?

- A co Diabełku? Masz coś do ukrycia?



*łac. Korytarz Węża

-----------
PROSZĘ KOMENTUJCIE. NAWET NIE WIECIE JAKA TO MOTYWACJA :)
Wasza,
Dannie High :)

sobota, 19 kwietnia 2014

Szczęśliwej Wielkanocy

Z okazji świąt Wielkiejnocy życzę Wam:
wesołego koszyczka,
w koszyczku baranka,
kurczaczka żółtego,
zajączka szarego,
ciasta smacznego,
kiełbasy święconej,
kolorowych pisanek
i dużo zdrowia,
szczęścia i uśmiechu,
pomyślności,
dobroci serca
i wszystkiego co najlepsze!

Dodatkowo życzę WENY i dużej ilości pomysłów dla wszystkich autorek!


Dannie

czwartek, 17 kwietnia 2014

Przepraszam i dziękuję

Przepraszam, że tak długo nie ma rozdziału, przepraszam, że musicie tyle czekać...
Jestem bardzo dumna ze wszystkich komentarzy, nie ma nic innego, co by mnie tak zmotywowało. Ale na co motywacja, skoro ja i tak nie mam weny? Nie potrafię nic dalej napisać...
Pomysły... No cóż... Pomysłów nie ma wcale... Napisałam już kilka razy początek następnego rozdziału, ale za każdym razem wszystko skreślałam :( Nie wiem dlaczego tak jest, może muszę chwilę odpocząć od tego bloga... Nie chcę tego robić. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać!
Cały czas staram się coś napisać, ale wątpię w to, że rozdział pojawi się w najbliższej przyszłości...

Na końcu chciałam podziękować wszystkim komentującym ;) Szczególnie Kasi Tonks i Love Santie które są ze mną od początku i pod każdą notką zostawiają po sobie ślad.
Dziękuję też Venetii Noks - za to, że tu w ogóle zajrzała, Dia Ment i ~hope~ - za to, że powiedziały mi, co mogę poprawić i za to, że były pierwszymi osobami, które skorzystały z zaproszenia i weszły na tego bloga, Charlotte Petrova i emmerson - bo weszły jak je zaprosiłam.
To są tylko niektórzy komentujący i naprawdę cieszę się, bo wszyscy/wszystkie jesteście tu ze mną. Gdybym miałam wymieniać wszystkie nazwy to bym się nie wyrobiła, a mama powiedziała, że za 5 minut obiad ;)


Tak więc dziękuję za komentowanie wszystkim i każdemu z osobna  i jeszcze raz PRZEPRASZAM!
 A co do rozdziału... Pisząc te wypociny wpadłam na pewien pomysł i myślę, że niedługo przeleję go na papier :D

Dannie High (dawniej Dastra)

poniedziałek, 31 marca 2014

Miniaturka 1: Ty musisz istnieć dalej, bo zawsze jest dla kogo żyć cz. 1

Zanim zaczniecie czytać chciałam przeprosić, ale dostałam szlaban na komputer i skończył mi się wczoraj. Miniaturka była już przepisana, ale jak się okazało - nie zapisałam jej i musiałam wszystko przepisać od nowa. Mam nadzieję, że się spodoba, zapraszam do czytania:

Edit: Nie zbetowana, przepraszam za błędy :)

•••

Ubrana w czarną żałobną szatę szła na samym przodzie, tuż za trumną. Płakała, ale już nie tak bardzo jak na początku. Dopiero kilka dni temu się dowiedziała, ale wiedziała, że musi być silna. Ron był aurorem, a to był niebezpieczny zawód.
Obok niej szedł Harry ze swoją żoną Ginny, a za nią cała rodzina Weasley'ów. Doszli do już przygotowanego grobu, a trumna została złożona do ziemi. Hermiona nie wierzyła, że to prawda.
- Bądź silna - usłyszała szept Harrego w uchu. - Zrób to dla Neili.
No tak. Hermiona miała dla kogo żyć. Musiała być silna nie tylko dla siebie, ale też dla swojej ślicznej brązowowłosej córeczki - Neili.

***

- Mamo! Tato! Wróciłam! - krzyknęła Hermiona wchodząc do domu jej rodziców, którzy na czas pogrzebu opiekowali się jej córeczką.
- O! witaj kochanie! Neila właśnie je obiad. Mogę ci zadać pytanie? - przywitała ją mama.
- Tak mamo? - powiedziała zdejmując płaszcz.
- Mówiłaś mi, że chcesz sprzedać dom w którym mieszkałaś z Ronem... A gdzie chcesz się przenieść?
- Nie wiem, pewnie sobie wynajmę jakieś małe mieszkanko, może na Pokątnej...
- Jak chcesz to możesz zamieszkać z Neilą u nas.
- Dziękuję mamo, ja... jeszcze nie wiem.
- Zastanów się kochanie, tylko na czas, w którym będziesz szukać mieszkania - uśmiechnęła się starsza kobieta.
- Mama! - po chwili w ramionach Hermiony znalazła się pięcioletnia dziewczynka.
- Neila! Jak było u dziadków?
- Bardzo fajnie, rysowałam trochę i śpiewałam z babcią. Przed chwilą jadłam obiad. Gdzie byłaś? Kiedy wróci tata? Chciałam mu pokazać mój rysunek!
- Wiesz kochanie... Ja byłam na cmentarzu...
- Po co? Co to cmentarz?
- Na cmentarzu żegna się ludzi którzy już nie wrócą. Tata też już nie wróci...
- A dlaczego mamo?
- Bo tatuś nie żyje... Zabił go pewien bardzo zły człowiek...

***

Hermiona siedziała w swoim pokoju i myślała - głównie o Neili. Dziewczynka już spała. Na początku jak zrozumiała co się stało to trochę się uspokoiła. Była cały czas smutna, ale radziła sobie, a przynajmniej tak się Hermionie zdawało...

***

Następnego dnia Neila musiała iść do przedszkola, bo był poniedziałek. Na szczęście musiała tylko przejść na drugą stronę ulicy i już była na miejscu. Hermiona odprowadziła ją i teleportowała się (przedszkole było specjalne dla czarodziejów) do Świętego Munga gdzie pracowała jako uzdrowiciel - magiczny psychiatra i lekarz zajmujący się rehabilitacją powypadkową.

***

Czekoladowooka nie była w pracy od czwartku - dnia śmierci Rona. Dostała urlop na trzy dni by ochłonęła. Teraz na jej biurku w Mungu leżała sterta papierów. Zaczęła wszystko układać. Potem zajrzała do pacjentów i nim się obejrzała była już 17.
- O nie! Już tak późno! Allie zmień mnie proszę, muszę odebrać Neilę z przedszkola!
I już jej nie było. Teleportowała się do przedszkola, ale pani sprzątaczka powiedziała, że już zamykają i wszystkie dzieci poszły do domów. Wyszła i spojrzała na ulicę. Na środku stał samochód, wokół niego zebrała się duża grupka ludzi. Nagle na ziemi zobaczyła kasztanowe loki, tak podobne do jej własnych. Od razu podbiegła w tamto miejsce. W tłumie zobaczyła jej rodziców, usłyszała że ktoś dzwoni po karetkę. Na ulicy leżała Neila - zakrwawiona i nieprzytomna.
- Przepuście mnie! To moja córka! - przepchnęła się pomiędzy ludźmi i uklękła przy poięciolatce. - Nie, nie, nie! To Nie może być prawda!
Płakała... Czas dla niej zwolnił, łzy lały się strumieniami. Przyjechała karetka. Lekarze odciągnęli ją od Neili. Nie pozwolono jej wejść za córką do ambulansu. I koniec. Resztę pamiętała jak przez mgłę. Zapuchnięte od płaczu twarze państwa Granger'ów próbujących ją pocieszyć, powrót do domu i wreszcie najgorsze - oczekiwanie na wyniki badań. To wszystko zdawało się być koszmarem z którego zaraz miała się wybudzić. Ale zły sen trwał i trwał. Wieczorem przyjechał lekarz - znajomy brązowowłosej. Nie pamiętała za dużo z jego wizyty. Tak naprawdę rozmawiała z nim Jane. No dobra, nie pamiętała nic. Nic oprócz dwóch słów: "Nie żyje"...

***

Stała na moście i patrzyła w dół. Chciała skoczyć i skończyć swoje cierpienie. W ciągu czterech dni straciła dwie najważniejsze w jej życiu osoby - męża i córkę. Wydawało jej się, że już nie da rady żyć normalnie. Wypadek Neili miał miejsce tydzień wcześniej a ona była tylko przeszkodą. Przez pierwsze trzy dni ciągle płakała, potem zamknęła się w pokoju w domu jej rodziców. Teraz podjęła decyzję, ale gdy patrzyła w smętną, zimną wodę rzeki ogarnęły ją wątpliwości. Nagle usłyszała, że ktoś próbuje przekrzyczeć wiatr.
- Hermiona! Hermiona nie rób tego! - nie musiała się odwracać by wiedzieć, że to Wybraniec.
Mimo wszystko obejrzała się przez ramię. Miała rację. W jej stronę biegła piątka ludzi. Nagle straciła równowagę. Niebezpiecznie zachwiała się i uznała, że to jej jedyna szansa na skok. Zamknęła oczy i przechyliła się jeszcze mocniej w stronę wody. Nagle poczuła że ktoś łapie ją za ramię i odciąga od krawędzi mostu.
- Nie rób tego. Nie warto.
Tuż na nią stał Draco Malfoy - jej były prześladowca i pacjent. On też chciał kiedyś się zabić. Po wojnie uważał się za potwora, chociaż wszyscy wiedzieli, że został zmuszony do służby Czarnemu Panu. Hermiona przekonała g, że nie ma sensu. Że on też jest dobrym człowiekiem, co nie raz udowodnił. No cóż... Uczeń stał się nauczycielem...
- Skąd możesz o wiedzieć! Straciłam rodzinę! Nic mnie nie trzyma ta tym świecie! Nie mam dla kogo żyć... - Hermiona już nie wytrzymała. Wtuliła się w tors mężczyzny i zaczęła płakać...
- Masz dla kogo żyć. A twoi rodzice, przyjaciele, pacjęci? Wiele z tych ostatnich - w tym ja - już by nie żyło gdyby nie ty.
Wtedy dobiegł do nich Harry. Zabrał Hermionę od jej wybawcy i rzucił szybko:
- Dzięki Malfoy.

***

Zamknęła się w sobie, nie odpowiadała na pytania, nikt nie potrafił do niej dotrzeć. A próbowało wielu. Pierwszego dnia jej rodzice, potem przyszła Ginny, która była w 9 miesiącu ciąży, ale uparła się, że chce przyjechać. On sam też próbował. Serce krajało się Harremu gdy patrzył jak jego przyjaciółka płacze. Nikt nie wiedział co robić. Harry często wracał myślami do tamtego dnia na moście, jednak żadne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Nagle coś mu się przypomniało. Nie sprawdzili jeszcze jednej osoby...
- Dean, mógłbyś mi przynieść akta Malfoy'a? Znaczy, Juniora - poprosił jednego z aurorów. - Będę u siebie w gabinecie.
- Jasne, nie ma sprawy Harry! Zaraz będę!
5 minut później Harry już wiedział, że Malfoy jest szefem Departamentu Przestrzegania Prawa w... Dubaju. Ale skoro ostatnio Potter widział go w Londynie musiał dostać urlop. Szybko sprawdził wszystkie hotele w okolicy, ale w żadnym nie było nikogo o nazwisku Malfoy. Nagle zadzwonił telefon z Munga. Ginny zaczęła rodzić. Harry spakował najważniejsze rzeczy i teleportował się do szpitala. Malfoy musiał poczekać...

***

Gdy szedł korytarzami Munga na porodówkę mijał oddział dla poważnie chorych. Jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył tam Malfoy'a. Stał nad jednym z łóżek a w ręku trzymał drobną i bladą dłoń kobiety. Blond włosy chorej były porozrzucane na poduszce. Harry zauważył, że kobieta mimo iż wygląda młodo na pewno jest koło piędździesiątki. Jej ręce były pomarszczone od pracy. Przez całą drogę na porodówkę myślał o tej kobiecie. Kogoś mu przypominała, ale nie wiedział kogo. Obiecał sobie, że później się tym zajmie... Gdy stanął pod drzwiami prowadzącymi do Ginny odetchnął głęboko i przyspieszył kroku. Zobaczył uśmiechniętą pielęgniarkę, która pogratulowała mu córeczki. Wszedł do pomieszczenia i podbiegł do łóżka swojej żony.
- Harry! Zobacz! Czyż nie jest śliczna? - młoda mama uśmiechała się szeroko, a w jej oczach błyszczały iskry gdy patrzyła na swoje pierwsze dziecko.
- Jest idealna. Zupełnie jak jej mama - powiedział Harry i przytulił Ginny.
W szpitalu był jeszcze godzinę, ale potem wygonił go lekarz mówiąc, że mama i dziecko potrzebują odpoczynku. Obiecał jeszcze, że odwiedzi je następnego dnia i wyszedł. Idąc korytarzem myślał o swojej córeczce. Nagle przypomniał sobie o Malfoy'u i starszej kobiecie. Już wiedział dlaczego wydawała mu się znajoma. To była Narcyza Malfoy!

***

Wrócił do biura i zaczął myśleć. Skoro Malfoy'a nie było w żadnym hotelu do głowy przychodziło mu tylko jedno miejsce w którym mógł przebywać.
- Dean, wychodzę!
I teleportował się do Malfoy Manor...

***

Rodowa posiadłość Malfoy'ów nie była już taka ponura jak kiedyś. Od kiedy "Blondyn Senior" siedział w Azkabanie rządziła tu Narcyza. No i teraz mieszkał tu Draco.
W ogrodzie piętrzyły się drzewa owocowe, które teraz na wiosnę puszczały pąki, a na trawniku pełno było kolorowych kwiatków. Płot oplatała winorośl, a obok małego jeziorka rosły dęby i płaczące wierzby. Brama była otwarta i - co Harry oczywiście sprawdził - wolna od zaklęć ochronnych. Wybraniec wszedł na żwirowaną dróżkę i podszedł do drzwi. Zapukał. Otworzył mu skrzat domowy, ale nie był ubrany tak jak kiedyś Zgredek. Miał na sobie koszulkę - czystą i wyglądającą na nową, a na nogach skarpetki z grubą podeszwą - takie jakie daje się dzieciom żeby się nie poślizgnęły.
- Dzień dobry. Przyszedłem się spotkać z Draco Malfoy'em. Mógłbyś mnie do niego zaprowadzić? - powiedział Potter grzecznie.
- Ramka nie może wprowadzić do środka, ale przyprowadzi paniczna Malfoy'a sir - odpowiedział skrzeczącym głosem skrzat.
- Dziękuję Ramko - odpowiedział Harry, ale po skrzatce nie było już śladu.
Po chwili po schodach zbiegł wysoki blondyn.
- Potter! Ramka powiedziała, że przyszedłeś. To coś ważnego?
- Wiesz, dla mnie to jest ważne...
- Chodzi o Granger, prawda? - domyślił się Draco.
- Tak... Nikt nie jest w stanie z nią normalnie porozmawiać i wiesz... Tobie się udało na moście... No i pomyślałem... - zaczął Wybraniec.
- No i pomyślałeś, że ja mogę spróbować, tak? - przerwał blondyn.
- Tak...
- Mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
- Naprawdę? Dziękuję! - Harry odetchnął z ulgą. Myślał, że będzie o wiele trudniej. - Ale czekaj. Zrobisz to tak bezinteresownie?
- Czyżbyś mnie nie znał? Ja nic nie robię bezinteresownie - zaśmiał się Malfoy. - Ale mam dług wdzięczności u Granger, więc go spłacę. Jutro o 9:30 bądź pod moim domem.
- No niech ci będzie. A tak w ogóle, to kim jest Ramka?
- Wolnym Skrzatem Domowym. A co, Potter? Mózg ci wyprało, że Skrzata nie poznajesz?
- Nie pozwalaj se Malfoy - zaśmiał się Harry i teleportował się. Zdążył jeszcze tylko krzyknąć:
 - Widzimy się jutro!

***

Następnego dnia o ustalonej godzinie Wybraniec czakał pod Malfoy Manor. W końcu po 10 minutach Draco wyszedł z domu. Harry teleportował ich do magicznej dzielnicy Londynu. Hermiona znalazła sobie mieszkanie, bo nie chciała "cały czas przeszkodzać rodzicom" i choć państwo Granger mówili, że jej obecność to naprawdę żaden problem ona się uparła... Harry zapukał do drzwi, a gdy nie dostał odpowiedzi po prostu je otworzył i wpuścił Malfoy'a do środka.
- Pierwsze drzwi po prawej - szepnął Wybraniec i poszedł usiąść w salonie.
Draco podszedł pod pokój Hermiony. Wszedł do środka i stanął. Panna Granger wyglądała strasznie. Była odwrócona do niego tyłem, ale widział, jaka jest chuda i blada.
- Harry wyjdź. Jadłam już dzisiaj - miała bardzo słaby głos.
- Nie jestem Harry i nie będę cię zmuszał do jedzenia. Chociaż patrząc na ciebie muszę przyznać, że przyda ci się porządny obiad.
Szatynka odwróciła się gwałtownie słysząc jego głos...


CDN

•••

Jutro sprawdzian po 6 klasie... Powodzenia Szóstoklasiści! (Trzymajcie za mnie też kciuki ;) )
Nie wiem kiedy pojawi się cokolwiek na blogu, nic nie obiecuję... Postaram się napisać wszystko jak najszybciej, ale ostatnio nie mam weny.
Wiem, że Was zawiodłam...

Dastra

czwartek, 13 marca 2014

Hej!

Mam dla Was 2 wiadomości, jedną dobrą, a drugą trochę gorszą...


Po 1: Skończyłam 1 część miniaturki, muszę ją tylko przepisać na komputer, co postraraam się zrobić jak najszybciej, do końca tego tygodnia.

Po 2: Zabrałam się za rozdział, ale narazie niezbyt dobrze mi idzie... Nie wiem, kiedy go napiszę...

Do napisania :)
Dastra

poniedziałek, 24 lutego 2014

Nominacja - Libester Award

Zostałam nominowana przez Kasie Tonks z bloga hermionariddle-dracomalfoy.blogspot.com :)

Zasady:
„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Pytania: 
1. Dramione vs. Fremione.
Oczywiście, że Dramione ;)
2. Twoja ulubiona cześć "Harry' ego Pottera"?
Hmmm... Chyba "Więzień Azkabanu", "Zakon Feniksa" i "Insygnia Śmierci" - nie potrafię się zdecydować ;)
3. Twoje motto życiowe?
Trudno znaleźć szczerych przyjaciół...
4. Co cenisz sobie w ludziach?
Lojalność, spryt, przebiegłość, dobro, inteligencję...
5. Dlaczego akurat o tym piszesz?
Bo... Bo lubię ;)
6. Masz rodzeństwo? Jakie?
Mam brata - młodszego o 5 lat
7. Gdybyś mogła chciała byś cofnąć czas?
Czasami tak, ale jak się tak nad tym zastanowić to... Większości moich decyzji nie żałuję...
8. Jakie są twoje ulubione blogi?
Trudne pytanie...
dramionovelove.blogspot.com
noweoblicza.blogspot.com
dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
I dużo, dużo więcej...
9. Masz jakieś zwierze? Jakie?
Mam 5 zwierzaków - 3 konie, psa i kota :)
10. Kto Cię inspiruje?
Hmmm... Do pisania napewno Venetiia Noks, to jej Dramione było tym, dzięki któremu zaczęłam czytać inne blogi :) Dziękuję :D


Pytania ode mnie:

1. Czy lubisz jeszcze jakiś parring? Jak tak, to jaki?
2. Ulubiona postać fikcyjna to..?
3. Ktoś, kogo podziwiasz.
4. Twoja najgorsza cecha charakteru? ;)
5. Najtrudniejszy moment w pisaniu bloga?
6. Jakieś marzenia?
7. Co lubisz robić w wolnym czasie?
8. Ulubiona potrawa? XD
9. Twój ulubiony blog to..?
10. Pisanie to twoje hobby, czy raczej nadzieja na karierę w przyszłości? :P
11. Nie wiem co napisać, więc...
 Lody vs czekolada :D



Blogi, które chciałabym nominować:
1. historiajednejmilosci.blogspot.com
2. dramionovelove.blogspot.com
3. noweoblicza.blogspot.com
4. nowa-hermiona-granger.blogspot.com
5. dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
6. potterowskie-co-nieco.blogspot.com
7. dramione-carpe-diem.blogspot.com
8. dramione-never-let-me-go.blogspot.com
9. dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com
10. wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com
11. No i wyjątkowo Teomione: jeden-jedyny-wyjatek.blogspot.com


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję Kasi i cóż... Piszę miniaturkę ;)
Dastra

piątek, 21 lutego 2014

WAŻNE! ;)

Po 1: Nie wiem, kiedy będzie rozdział bo zatrzymałam się na kilku zdaniach i stoję, ale za to mam więcej miniaturki, więc ona prawdopodobnie będzie pierwsza.
Po 2: Podoba się  szablon? By Dastra ;)
I po 3: Dziękuję WSZYSTKIM za to, że tu wchodzą i komentują. Mówią mi co mam poprawić, a ja staram się to robić, więc mam nadzieję, że będzie z tym blogiem będzie coraz lepiej.

Zapomniałabym o najważniejszym: Dziękuję Wam wszystkim, za ponad 1300 wyświetleń i 80 komentarzy! (z czego połowa pewnie moich, ale ciii ;) )

Pozdrowionka, Dastra

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 3

Draco wszedł do swojego nowego dormitorium. Było gorsze niż się spodziewał. Prawie wszystko w kolorze złotym, dwa brzozowe biurka i całe ściany w plakatach z Nielotnymi Orłami – nową i chyba najgorszą drużyną quidditcha. Jednak najgorsze były łóżka. Stały złączone - jedno zielone, a drugie czerwone.

„No, nie… to jakiś koszmar…” – jęknął w duchu Ślizgon.

Wtedy otworzyły się drzwi znajdujące się pośrodku ściany, najprawdopodobniej prowadzące do łazienki, a do pokoju wszedł Rudzielec.

„Jeny, jak Wieprzlej się gejowsko uśmiecha” – pomyślał blondyn.

Bez słowa powitania odsunął zielone łóżko pod ścianę, a ze „swojej” połowy dormitorium pozrywał wszystkie plakaty. Tę samą połowę „pomalował” na srebrno, po czym wyszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i zapukał do drzwi prowadzących do dormitorium Diabła.


***


Zabini odsunął się i spojrzał na swoje „dzieło”. W te kilka minut jego „pokój” zmienił się w przytulne gniazdko węża. W rogu stał barek z alkoholem przywiezionym przez Diabła z domu. Ściany były zielone, widniało na nich godło Slytherinu , a wielkie łoże z baldachimem, kanapa i stolik stały wkomponowane w pokój. Blaise był zadowolony z tego, jak wystroił swoją część dormitorium. Usłyszał pukanie do drzwi od strony Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Otworzył drzwi i przywitał się ze Smokiem.


***


W tym samym czasie Hermiona ciągle zmieniała wystrój swojej części dormitorium nie mogąc zdecydować się na kolorystykę. W końcu zamknęła oczy i wypowiedziała formułkę zaklęcia farbującego. Gdzieś wyczytała, że gdy się tak zrobi, to kolor płynie z wnętrza i jest tym, który najbardziej lubimy. Poczuła znajome wibrowanie różdżki, które znaczyło że zaklęcie zostało rzucone. Otworzyła oczy i zobaczyła… zielone ściany! Wiedziała, że to kolor iście ślizgoński, ale cóż… ona lubiła zielony. Jej pokój nie był ciemny. To był taki ładny zielony, nie w kolorze trawy czy godła Slytherinu, a raczej zielonego turkusu z nutą szarego [wzorowany na moich oczach xD – przyp. autorki]. Pościel na łóżku miała kolor głębokiego turkusu, a rama była szara. Przy ścianie stała kanapa o dwa odcienie ciemniejsza niż ściany, a na niej szare poduszki z ciemnozielonym, iście Ślizgońskim szlaczkiem [koleżanka pomagała dobierać kolory :D – przyp. autorki].


***


Usłyszała otwierane drzwi w pokoju Zabini'ego.

„Pewnie odwiedził go jakiś Ślizgon. Ciekawe tylko kto… Malfoy’a mogę wykluczyć, bo wie, że Zabini ze mną mieszka, a nie zaryzykowałby ubrudzenia się szlamem. Prawda?”

- Siema Smoku! – a jednak pomyliła się.

Znała tylko jedną osobę noszącą to przezwisko. Największy wróg ją odwiedził…


***


-  Cze Diable. Jak u ciebie? Ja mam straszny pokój, nie dość że z Wieprzlejem, to jeszcze zero prywatności!

- No widzisz. Kiepsko… Wiesz, chciałem dziś zrobić „powitanie szkoły” przy alkoholu – tak, Diabeł wiedział jak poprawić humor przyjacielowi, szybko zmieniając temat. – Przyjdziesz? Możesz kogoś wziąć ze sobą, o 20 u mnie. Zaraz napiszę jeszcze sowę do Pan, a ty się rozgość.

Tego nie było trzeba dwa razy Draconowi powtarzać, od razu podszedł do barku, nalał sobie szklankę Ognistej Whiskey i usiadł na kanapie.

„W sumie to Diabeł ma fajny pokój, nawet jeśli ubrudzony szlamem” – pomyślał.

„Twój samochód też jest ubrudzony szlamem, a jakoś ci to nie przeszkadza” – szepnęła jego podświadomość.

- A dlaczego ta w ogóle twoje dormitorium jest takie złe? – głos przyjaciela przerwał jego rozmyślania.

- No wiesz… cały czerwony, a w sumie zgniło czerwony, twarde łóżka itp… No i jeszcze Wieprzlej! Tylko ściany są koloru, który chyba miał imitować złoty – tak, tak… Draco lubił przesadzać…



***


W tym czasie brązowooka Gryfonka postanowiła się odświeżyć, więc wzięła ręcznik oraz ubrania na zmianę i poszła do łazienki. Z drugiej strony ciekawiło ją też, czy wrogi Ślizgon zareaguje na nią tak samo jak zawsze, czy może tak jak ostatnio na peronie, bez szlam i innych bardzo obraźliwych słów, tylko będzie ją traktował jak każdą inną nielubianą przez niego osobę. Już chciała wejść do łazienki bez zbędnych słów, ale zatrzymał ją głos potomka rodu Malfoy’ów.

- Cześć Granger. Nie przywitasz się? – coś w tonie jego głosu kazało jej się odwrócić, a gdy to zrobiła nie liczyło się dla niej nic poza jego oczami.

Gryfonka nie rozumiała, jak coś może być tak zimne i tak ciepłe jednocześnie. Błękit jego tęczówek dorównywał błękitowi wody w morzu z czasów gdy z rodzicami jeździła do Grecji. Jego oczy nie były oziębłe i sarkastyczne jak cała jego osoba, były oceanem bez dna, z którego nie sposób było wyczytać cokolwiek, jeśli jego właściciel tego nie chciał. Szatynka jeszcze nigdy nie widziała tak niezwykłych oczu…


***


Nie wiedział, czemu się odezwał, ale nie mógł się powstrzymać. Coś w tej Gryfonce go pociągało i nie był to bynajmniej nowy styl ubierania się – nota bene ubierała się naprawdę dużo lepiej niż kiedyś – ani widoczne dość dobrze krągłości. Nie były to także jej piękne, duże, brązowe oczy, emanujące ciepłem. To była po prostu ona… jeszcze nigdy, do żadnej kobiety nie czuł czegoś takiego. To nie było zwykłe pożądanie, ale coś więcej. To było coś, co rozpuszczało jego dotąd lodowate serce…

- Cześć fretko – odpowiedziała lodowato po czym odwróciła się na pięcie i weszła do łazienki.

Nie wiedział czemu, ale zawiodła go jej odpowiedź. No ale czego się spodziewał? Radości na jego widok?

- Możesz już przestać się gapić, weszła do łazienki i zamknęła drzwi – usłyszał głos Blaise’a.

- Zamyśliłem się – odburknął Draco.

- Taa… Jasne… Uważaj, bo uwierzę że ty myślisz – zaśmiał się Diabeł.

Młodemu Malfoy’owi zepsuł się humor, jak tylko Gryfonka zniknęła za drzwiami.


***


Zamknęła za sobą drzwi do łazienki i przekręciła kluczyk.

„To tylko Malfoy, głupia!” – zbeształa samą siebie w myślach.

Potrzebowała kąpieli. Dzisiaj miała ciężki dzień.

„Zabini w sumie nie jest taki zły… Hermiono, o czym ty myślisz?! Stop!”

Porzuciła rozmyślenia, rozebrała się i weszła do wanny, która już zdążyła napełnić się gorącą wodą. Znowu zaczęła myśleć o minionym dniu, a także o wydarzeniach z lata. Już wtedy wszystko było… inne.



***WSPOMNIENIE***




Pakowała się do Nory, miała tam pojechać na ostatni tydzień wakacji, odwiedzić chłopaka i przyjaciółkę. Nagle usłyszała ciche pukanie w szybę. Za nią, na parapecie siedziała stara sowa do złudzenia przypominająca Errola – puchacza Weasley’ów. Trzymała w dziobie karteczkę. Hermiona wpuściła sowę do pokoju i odebrała list. Było w nim tylko kilka słów:

„Nie przyjeżdżaj do nas do Nory. Coś ważnego nam wypadło. Nie odpisuj.”

I nic więcej. Nawet podpisu nie było. Ale uwierzyła, bo rozpoznała pismo Rona. Powiedziała mamie – udało jej się na początku wakacji znaleźć rodziców i odczarować – że jednak zostaje domu.

Dwa dni później dostała list. Przyleciała ta sama sowa, ale tym razem wiadomość była podpisana.

„Hermiona!

Czemu nie przyjechałaś wczoraj do Nory?
Strasznie się wszyscy martwiliśmy, że coś ci się stało, więc postanowiłam napisać.
Odpisz szybko!

Twoja Ginny”

Chyba pierwszy raz w życiu Hermiona kompletnie zgłupiała. Czy ktoś się bawił jej kosztem? Przecież w poprzedniej wiadomości było wyraźnie napisane, że ma nie przyjeżdżać i nie odpisywać. Odwróciła list na drugą stronę, chwyciła pióro i zaczęła pisać:

„Droga Ginny!

Nie przyjechałam, bo dwa dni temu dostałam wiadomość, że coś Wam wypadło i jednak nie mogę Was odwiedzić.
Wydaje mi się, że rozpoznałam pismo Rona.
Było napisane też, że mam nie odpisywać…
Nie ma sensu, żebym już przyjeżdżała, ale może spotkamy się w piątek na Pokątnej, żeby kupić rzeczy do szkoły?
Odpisz proszę,

Hermiona”


***


Trzy dni później, w piątek, Hermiona czekała przy 'Esach i Floresach' na Ginny. Po chwili ujrzała rudą czuprynę wśród brunetów, szatynów blondynów i pofarbowanych na różne ciekawe kolory czarodziejów.

- Ginny! Tutaj! – krzyknęła Gryfonka.

Wzrok jej przyjaciółki powędrował na nią a twarz rudej rozświetlił uśmiech.

- Hermiona! – po chwili szatynka znalazła się w kleszczowym uścisku jej koleżanki, którego siły nie powstydziłby się nawet grizzly. – Tak dawno cię nie widziałam! A teraz powiedz mi dokładnie, dlaczego dokładnie nie mogłaś przyjechać do Nory?

- Zobacz, dostałam taki list – Hermiona pokazała jej kartkę. – Myślę, że to od Rona…

- To możliwe, że to pismo Rona. Wiesz, po tym jak napisałaś, że już na pewno nie przyjedziesz zaczął nagle znikać. Nikt go nie pytał gdzie chodzi, bo jest już pełnoletni. Tłumaczył, że spotyka się z kolegami…

Starszej Gryfonce wydało się to dziwne, ale nie drążyła tematu. Nie po to spotkała się z przyjaciółką… Już po chwili gadały o typowo babskich sprawach…


***KONIEC WSPOMNIENIA***



Woda w wannie robiła się zimna, więc Hermiona umyła się szybko. Otuliła się ręcznikiem i poszła się ubrać. W stercie swoich ubrań zaczęła szukać świeżej bielizny, ale nie mogła jej znaleźć.

-O nie… – jęknęła.

Zaczęła gorączkowo myśleć:

„Nie poproszę na pewno Zabiniego, żeby mi przyniósł, ale wtedy zostaje tylko mi po nią pójść. Różdżki niestety też nie wzięłam…”

„Szybka decyzja, Hermiono. Idź po nią”

Szczelniej owinęła się ręcznikiem i odblokowała drzwi. Wyjrzała na „korytarz”. Nikogo nie było więc szybko przemknęła do swojej szafy, z której wyjęła majtki i stanik. I tak z bielizną w ręku chciała wrócić do łazienki, ale prawie zderzyła się z Zabinim, który chyba też chciał tam wejść.

- Oj przepraszam, myślałem, że już wolne… - powiedział Blaise.

- Nie szkodzi, przecież nic takiego nie zrobiłeś, to też twoja łazienka – powiedziała lekko zmieszana Gryfonka. – Ale pozwól proszę, że tylko się ubiorę, sprzątnę moje rzeczy i wtedy cię wpuszczę…

- Pewnie, nie ma sprawy – uśmiechnął się ciemnoskóry i odszedł.


***

Hermina weszła do łazienki, a on usiadł na kanapie u siebie w „pokoju”. Zastanawiał się jak ją zaprosić na jego „powitanie szkoły” przy alkoholu… No i jak poprosić ją o przyprowadzenie ze sobą Ginny. Ta mała rudowłosa osóbka bardzo go intrygowała. I to od dawna… Była śliczna, porywcza, zabawna, miała silną wolę i nie dawała sobą pomiatać… Normalnie dziewczyna – ideał.


***


Właśnie czytała list, który dostała od Blaise’a. oczywiście, że pójdzie! Nie przegapiłaby okazji do spotkania z przyjaciółmi, a przy okazji chciała zobaczyć dormitorium Zabiniego. Kiedyś podobał jej się Diabeł, ale gdy zrozumiała, że dla niego jest tylko przyjaciółką przyczepiła się do Smoka. No dobra, do Smoka przyczepiła się z przymusu… ojciec jej kazał… Tak, Alfred Parkinson był tyranem i jednym z najważniejszych Śmierciożerców. Na szczęście zmarł podczas II Bitwy o Hogwart, a jego żona i córka odetchnęły z ulgą. Wreszcie nie musiały byś chłodne i zadzierające nosa, a mogły zostać zwykłymi wolnymi kobietami. Do dormitorium wszedł Potter. Pansy nie wiedziała, co do niego czuła. Aktualnie nie skakali sobie do gardeł. Z całego serca chciała się z nim zaprzyjaźnić, choć w sumie nie wiedziała czemu. Ale wiedziała, że teraz będzie najlepszy moment.

- Cześć Harry – uśmiechnęła się lekko mimo woli.

- Hej Pansy.

- Wiesz, bo… ja… noo… chciałam cię przeprosić… Ja tak naprawdę nie jestem wredną suką…

- Spoko, już zauważyłem – uśmiechnął się Wybraniec.

„O, Slytherinie! Ale on się fajnie uśmiecha…”

„Nie! Stop! Nie wolno ci tak myśleć Pansy!”

„Ale kiedy to prawda… Jest przystojny…”

„Już mówiłam! Nie myśl tak! To POTTER, Pansy! HARRY POTTER, GRYFON!”

“Ale Gryfon też może być przystojny!”

- Halo! Pansy? Żyjesz? – ocknęła się z zamyślenia.

Obok niej stał Wybraniec machający jej ręką przed twarzą.

- Już! Zamyśliłam się… możesz już przestać machać ręką przed moją głową.

- Ojć, przepraszam… - zmieszał się Gryfon.

Pansy się uśmiechnęła.

„A gdyby tak…”

„Nie!”

„A właśnie, że tak!”

- Harry?

- Tak?

- Masz może wolny wieczór? Bo Blaise urządza „powitanie szkoły” z alkoholem… No i ja… No wiesz… Ja… Chciałamsięzapytaćczybyśzemnąnieposzedł? – wyrzuciła na jednym wydechu.



––––•––––

I jest rozdział 3! Mam nadzieję, że się podoba :)
Zapraszam na bloga:
hermionariddle-dracomalfoy.blogspot.com
Coś jeszcze? Zapraszam do komentowania!

Dastra

PS: dzisiaj rozdział dłuższy :)

wtorek, 4 lutego 2014

Kiedy rozdział???

Rozdział... 
Mam napisane trzy strony A4 małym druczkiem, ale jeszcze nie skończony... Postaram się go jak najszybciej skończyć i przepisać :)
Przepraszam, że musicie tak długo czekać, wiem, że mój blog to chyba jest najgorszy pod względem dodawania rozdziałów, ale ja nie potrafię szybciej ich pisać, bo szkoła... 
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam
Dastra