poniedziałek, 31 marca 2014

Miniaturka 1: Ty musisz istnieć dalej, bo zawsze jest dla kogo żyć cz. 1

Zanim zaczniecie czytać chciałam przeprosić, ale dostałam szlaban na komputer i skończył mi się wczoraj. Miniaturka była już przepisana, ale jak się okazało - nie zapisałam jej i musiałam wszystko przepisać od nowa. Mam nadzieję, że się spodoba, zapraszam do czytania:

Edit: Nie zbetowana, przepraszam za błędy :)

•••

Ubrana w czarną żałobną szatę szła na samym przodzie, tuż za trumną. Płakała, ale już nie tak bardzo jak na początku. Dopiero kilka dni temu się dowiedziała, ale wiedziała, że musi być silna. Ron był aurorem, a to był niebezpieczny zawód.
Obok niej szedł Harry ze swoją żoną Ginny, a za nią cała rodzina Weasley'ów. Doszli do już przygotowanego grobu, a trumna została złożona do ziemi. Hermiona nie wierzyła, że to prawda.
- Bądź silna - usłyszała szept Harrego w uchu. - Zrób to dla Neili.
No tak. Hermiona miała dla kogo żyć. Musiała być silna nie tylko dla siebie, ale też dla swojej ślicznej brązowowłosej córeczki - Neili.

***

- Mamo! Tato! Wróciłam! - krzyknęła Hermiona wchodząc do domu jej rodziców, którzy na czas pogrzebu opiekowali się jej córeczką.
- O! witaj kochanie! Neila właśnie je obiad. Mogę ci zadać pytanie? - przywitała ją mama.
- Tak mamo? - powiedziała zdejmując płaszcz.
- Mówiłaś mi, że chcesz sprzedać dom w którym mieszkałaś z Ronem... A gdzie chcesz się przenieść?
- Nie wiem, pewnie sobie wynajmę jakieś małe mieszkanko, może na Pokątnej...
- Jak chcesz to możesz zamieszkać z Neilą u nas.
- Dziękuję mamo, ja... jeszcze nie wiem.
- Zastanów się kochanie, tylko na czas, w którym będziesz szukać mieszkania - uśmiechnęła się starsza kobieta.
- Mama! - po chwili w ramionach Hermiony znalazła się pięcioletnia dziewczynka.
- Neila! Jak było u dziadków?
- Bardzo fajnie, rysowałam trochę i śpiewałam z babcią. Przed chwilą jadłam obiad. Gdzie byłaś? Kiedy wróci tata? Chciałam mu pokazać mój rysunek!
- Wiesz kochanie... Ja byłam na cmentarzu...
- Po co? Co to cmentarz?
- Na cmentarzu żegna się ludzi którzy już nie wrócą. Tata też już nie wróci...
- A dlaczego mamo?
- Bo tatuś nie żyje... Zabił go pewien bardzo zły człowiek...

***

Hermiona siedziała w swoim pokoju i myślała - głównie o Neili. Dziewczynka już spała. Na początku jak zrozumiała co się stało to trochę się uspokoiła. Była cały czas smutna, ale radziła sobie, a przynajmniej tak się Hermionie zdawało...

***

Następnego dnia Neila musiała iść do przedszkola, bo był poniedziałek. Na szczęście musiała tylko przejść na drugą stronę ulicy i już była na miejscu. Hermiona odprowadziła ją i teleportowała się (przedszkole było specjalne dla czarodziejów) do Świętego Munga gdzie pracowała jako uzdrowiciel - magiczny psychiatra i lekarz zajmujący się rehabilitacją powypadkową.

***

Czekoladowooka nie była w pracy od czwartku - dnia śmierci Rona. Dostała urlop na trzy dni by ochłonęła. Teraz na jej biurku w Mungu leżała sterta papierów. Zaczęła wszystko układać. Potem zajrzała do pacjentów i nim się obejrzała była już 17.
- O nie! Już tak późno! Allie zmień mnie proszę, muszę odebrać Neilę z przedszkola!
I już jej nie było. Teleportowała się do przedszkola, ale pani sprzątaczka powiedziała, że już zamykają i wszystkie dzieci poszły do domów. Wyszła i spojrzała na ulicę. Na środku stał samochód, wokół niego zebrała się duża grupka ludzi. Nagle na ziemi zobaczyła kasztanowe loki, tak podobne do jej własnych. Od razu podbiegła w tamto miejsce. W tłumie zobaczyła jej rodziców, usłyszała że ktoś dzwoni po karetkę. Na ulicy leżała Neila - zakrwawiona i nieprzytomna.
- Przepuście mnie! To moja córka! - przepchnęła się pomiędzy ludźmi i uklękła przy poięciolatce. - Nie, nie, nie! To Nie może być prawda!
Płakała... Czas dla niej zwolnił, łzy lały się strumieniami. Przyjechała karetka. Lekarze odciągnęli ją od Neili. Nie pozwolono jej wejść za córką do ambulansu. I koniec. Resztę pamiętała jak przez mgłę. Zapuchnięte od płaczu twarze państwa Granger'ów próbujących ją pocieszyć, powrót do domu i wreszcie najgorsze - oczekiwanie na wyniki badań. To wszystko zdawało się być koszmarem z którego zaraz miała się wybudzić. Ale zły sen trwał i trwał. Wieczorem przyjechał lekarz - znajomy brązowowłosej. Nie pamiętała za dużo z jego wizyty. Tak naprawdę rozmawiała z nim Jane. No dobra, nie pamiętała nic. Nic oprócz dwóch słów: "Nie żyje"...

***

Stała na moście i patrzyła w dół. Chciała skoczyć i skończyć swoje cierpienie. W ciągu czterech dni straciła dwie najważniejsze w jej życiu osoby - męża i córkę. Wydawało jej się, że już nie da rady żyć normalnie. Wypadek Neili miał miejsce tydzień wcześniej a ona była tylko przeszkodą. Przez pierwsze trzy dni ciągle płakała, potem zamknęła się w pokoju w domu jej rodziców. Teraz podjęła decyzję, ale gdy patrzyła w smętną, zimną wodę rzeki ogarnęły ją wątpliwości. Nagle usłyszała, że ktoś próbuje przekrzyczeć wiatr.
- Hermiona! Hermiona nie rób tego! - nie musiała się odwracać by wiedzieć, że to Wybraniec.
Mimo wszystko obejrzała się przez ramię. Miała rację. W jej stronę biegła piątka ludzi. Nagle straciła równowagę. Niebezpiecznie zachwiała się i uznała, że to jej jedyna szansa na skok. Zamknęła oczy i przechyliła się jeszcze mocniej w stronę wody. Nagle poczuła że ktoś łapie ją za ramię i odciąga od krawędzi mostu.
- Nie rób tego. Nie warto.
Tuż na nią stał Draco Malfoy - jej były prześladowca i pacjent. On też chciał kiedyś się zabić. Po wojnie uważał się za potwora, chociaż wszyscy wiedzieli, że został zmuszony do służby Czarnemu Panu. Hermiona przekonała g, że nie ma sensu. Że on też jest dobrym człowiekiem, co nie raz udowodnił. No cóż... Uczeń stał się nauczycielem...
- Skąd możesz o wiedzieć! Straciłam rodzinę! Nic mnie nie trzyma ta tym świecie! Nie mam dla kogo żyć... - Hermiona już nie wytrzymała. Wtuliła się w tors mężczyzny i zaczęła płakać...
- Masz dla kogo żyć. A twoi rodzice, przyjaciele, pacjęci? Wiele z tych ostatnich - w tym ja - już by nie żyło gdyby nie ty.
Wtedy dobiegł do nich Harry. Zabrał Hermionę od jej wybawcy i rzucił szybko:
- Dzięki Malfoy.

***

Zamknęła się w sobie, nie odpowiadała na pytania, nikt nie potrafił do niej dotrzeć. A próbowało wielu. Pierwszego dnia jej rodzice, potem przyszła Ginny, która była w 9 miesiącu ciąży, ale uparła się, że chce przyjechać. On sam też próbował. Serce krajało się Harremu gdy patrzył jak jego przyjaciółka płacze. Nikt nie wiedział co robić. Harry często wracał myślami do tamtego dnia na moście, jednak żadne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Nagle coś mu się przypomniało. Nie sprawdzili jeszcze jednej osoby...
- Dean, mógłbyś mi przynieść akta Malfoy'a? Znaczy, Juniora - poprosił jednego z aurorów. - Będę u siebie w gabinecie.
- Jasne, nie ma sprawy Harry! Zaraz będę!
5 minut później Harry już wiedział, że Malfoy jest szefem Departamentu Przestrzegania Prawa w... Dubaju. Ale skoro ostatnio Potter widział go w Londynie musiał dostać urlop. Szybko sprawdził wszystkie hotele w okolicy, ale w żadnym nie było nikogo o nazwisku Malfoy. Nagle zadzwonił telefon z Munga. Ginny zaczęła rodzić. Harry spakował najważniejsze rzeczy i teleportował się do szpitala. Malfoy musiał poczekać...

***

Gdy szedł korytarzami Munga na porodówkę mijał oddział dla poważnie chorych. Jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył tam Malfoy'a. Stał nad jednym z łóżek a w ręku trzymał drobną i bladą dłoń kobiety. Blond włosy chorej były porozrzucane na poduszce. Harry zauważył, że kobieta mimo iż wygląda młodo na pewno jest koło piędździesiątki. Jej ręce były pomarszczone od pracy. Przez całą drogę na porodówkę myślał o tej kobiecie. Kogoś mu przypominała, ale nie wiedział kogo. Obiecał sobie, że później się tym zajmie... Gdy stanął pod drzwiami prowadzącymi do Ginny odetchnął głęboko i przyspieszył kroku. Zobaczył uśmiechniętą pielęgniarkę, która pogratulowała mu córeczki. Wszedł do pomieszczenia i podbiegł do łóżka swojej żony.
- Harry! Zobacz! Czyż nie jest śliczna? - młoda mama uśmiechała się szeroko, a w jej oczach błyszczały iskry gdy patrzyła na swoje pierwsze dziecko.
- Jest idealna. Zupełnie jak jej mama - powiedział Harry i przytulił Ginny.
W szpitalu był jeszcze godzinę, ale potem wygonił go lekarz mówiąc, że mama i dziecko potrzebują odpoczynku. Obiecał jeszcze, że odwiedzi je następnego dnia i wyszedł. Idąc korytarzem myślał o swojej córeczce. Nagle przypomniał sobie o Malfoy'u i starszej kobiecie. Już wiedział dlaczego wydawała mu się znajoma. To była Narcyza Malfoy!

***

Wrócił do biura i zaczął myśleć. Skoro Malfoy'a nie było w żadnym hotelu do głowy przychodziło mu tylko jedno miejsce w którym mógł przebywać.
- Dean, wychodzę!
I teleportował się do Malfoy Manor...

***

Rodowa posiadłość Malfoy'ów nie była już taka ponura jak kiedyś. Od kiedy "Blondyn Senior" siedział w Azkabanie rządziła tu Narcyza. No i teraz mieszkał tu Draco.
W ogrodzie piętrzyły się drzewa owocowe, które teraz na wiosnę puszczały pąki, a na trawniku pełno było kolorowych kwiatków. Płot oplatała winorośl, a obok małego jeziorka rosły dęby i płaczące wierzby. Brama była otwarta i - co Harry oczywiście sprawdził - wolna od zaklęć ochronnych. Wybraniec wszedł na żwirowaną dróżkę i podszedł do drzwi. Zapukał. Otworzył mu skrzat domowy, ale nie był ubrany tak jak kiedyś Zgredek. Miał na sobie koszulkę - czystą i wyglądającą na nową, a na nogach skarpetki z grubą podeszwą - takie jakie daje się dzieciom żeby się nie poślizgnęły.
- Dzień dobry. Przyszedłem się spotkać z Draco Malfoy'em. Mógłbyś mnie do niego zaprowadzić? - powiedział Potter grzecznie.
- Ramka nie może wprowadzić do środka, ale przyprowadzi paniczna Malfoy'a sir - odpowiedział skrzeczącym głosem skrzat.
- Dziękuję Ramko - odpowiedział Harry, ale po skrzatce nie było już śladu.
Po chwili po schodach zbiegł wysoki blondyn.
- Potter! Ramka powiedziała, że przyszedłeś. To coś ważnego?
- Wiesz, dla mnie to jest ważne...
- Chodzi o Granger, prawda? - domyślił się Draco.
- Tak... Nikt nie jest w stanie z nią normalnie porozmawiać i wiesz... Tobie się udało na moście... No i pomyślałem... - zaczął Wybraniec.
- No i pomyślałeś, że ja mogę spróbować, tak? - przerwał blondyn.
- Tak...
- Mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
- Naprawdę? Dziękuję! - Harry odetchnął z ulgą. Myślał, że będzie o wiele trudniej. - Ale czekaj. Zrobisz to tak bezinteresownie?
- Czyżbyś mnie nie znał? Ja nic nie robię bezinteresownie - zaśmiał się Malfoy. - Ale mam dług wdzięczności u Granger, więc go spłacę. Jutro o 9:30 bądź pod moim domem.
- No niech ci będzie. A tak w ogóle, to kim jest Ramka?
- Wolnym Skrzatem Domowym. A co, Potter? Mózg ci wyprało, że Skrzata nie poznajesz?
- Nie pozwalaj se Malfoy - zaśmiał się Harry i teleportował się. Zdążył jeszcze tylko krzyknąć:
 - Widzimy się jutro!

***

Następnego dnia o ustalonej godzinie Wybraniec czakał pod Malfoy Manor. W końcu po 10 minutach Draco wyszedł z domu. Harry teleportował ich do magicznej dzielnicy Londynu. Hermiona znalazła sobie mieszkanie, bo nie chciała "cały czas przeszkodzać rodzicom" i choć państwo Granger mówili, że jej obecność to naprawdę żaden problem ona się uparła... Harry zapukał do drzwi, a gdy nie dostał odpowiedzi po prostu je otworzył i wpuścił Malfoy'a do środka.
- Pierwsze drzwi po prawej - szepnął Wybraniec i poszedł usiąść w salonie.
Draco podszedł pod pokój Hermiony. Wszedł do środka i stanął. Panna Granger wyglądała strasznie. Była odwrócona do niego tyłem, ale widział, jaka jest chuda i blada.
- Harry wyjdź. Jadłam już dzisiaj - miała bardzo słaby głos.
- Nie jestem Harry i nie będę cię zmuszał do jedzenia. Chociaż patrząc na ciebie muszę przyznać, że przyda ci się porządny obiad.
Szatynka odwróciła się gwałtownie słysząc jego głos...


CDN

•••

Jutro sprawdzian po 6 klasie... Powodzenia Szóstoklasiści! (Trzymajcie za mnie też kciuki ;) )
Nie wiem kiedy pojawi się cokolwiek na blogu, nic nie obiecuję... Postaram się napisać wszystko jak najszybciej, ale ostatnio nie mam weny.
Wiem, że Was zawiodłam...

Dastra

czwartek, 13 marca 2014

Hej!

Mam dla Was 2 wiadomości, jedną dobrą, a drugą trochę gorszą...


Po 1: Skończyłam 1 część miniaturki, muszę ją tylko przepisać na komputer, co postraraam się zrobić jak najszybciej, do końca tego tygodnia.

Po 2: Zabrałam się za rozdział, ale narazie niezbyt dobrze mi idzie... Nie wiem, kiedy go napiszę...

Do napisania :)
Dastra